Nad Wisłą, Na Urzeczu

20 lutego 2025

Nad Wisłą, na Urzeczu to tytuł wystawy, którą w sierpniu 2020 roku zorganizowało Państwowe Muzeum Etnograficzne w Warszawie. Nie byliśmy na niej, bo ani część z nas nie wiedziała, że mieszka na Urzeczu, a tym bardziej, że to się nasza wymarzona miejska farma znajdzie się właśnie w tym mikroregionie. Jego historię mieliśmy poznać dopiero później, kiedy Maciek Łepkowski rozpoczął na SGGW projekt dotyczący południowej części strefy żywicielskiej. 

Okazało się, że jesteśmy częścią przestrzeni z niesamowitą historią. 

 

Urzecze – o mikroregionie

Położenie

Urzecze to mikroregion etnograficzny położony po obu stronach Wisły. Rozciąga się na północy od Dolnego Mokotowa/Siekierek (na lewym brzegu) oraz Saskiej Kępy (na prawym brzegu) do starorzecza rzeki Wilgi w rejonie wsi Nieciecz na południu. Od Zachodu granice Urzecza wyznacza skarpa Wiślana, od wschodu niższa skarpa – piaszczysta terasa wydmowa oraz zwartą linią lasów Równiny Garwolińskiej. Urzecze jako mikroregion ukształtowało się w XVII/XVIII wieku. To wtedy bowiem dzięki osadnictwu olęderskiemu teren zalewowy stopniowo zmieniał się w tereny uprawne. Zaś plony żyznej ziemi stały się podstawą bogactwa lokalnej ludności, której kultura przeżywa obecnie ponowny rozkwit. To również w tym okresie powstały ramy dla wieloetnicznej łurzyckiej wspólnoty, której rdzeniem nie była tożsamość narodowa, ale wspólny cel, jakim było rozwijanie lokalnej gospodarki w ciągłym dialogu w żywiołem jakim była wylewająca regularnie Wisła. „Starsi mieszkańcy regionu – jak stwierdza badacz tego regionu dr Łukasz Maurycy Stanaszek – trafnie zauważali, że tu żyć było trudno, ale się opłacało”. Historia Urzecza i jego mieszkanek oraz mieszkanców jest ciekawą i często pomijaną, ze względu na bliskość Warszawy, historią o budowaniu lokalnej odporności, współpracy z naturą oraz tworzenia nowych modeli pracy. 

Mało brakowało a pamięć o kulturze Urzecza zniknęłaby bezpowrotnie. Przetrwała dzięki badaniom dr Łukasza Maurycego Stanaszka, który w pierwszej dekadzie XXI wieku rozpoczął zbieranie materiałów o tym regionie i opowieści najstarszych jego mieszkanek i mieszkańców. Wcześniej region pojawiał się w badaniach etnograficznych, ale nie został obdarzony większą uwagą. Interesowali się nim między innymi XIX-wieczni etnografowie tacy jak Oskar Kolberg i Kornel Kozłowski oraz etnografka i folklorystka, Stefania Ulanowska. W 1884 roku Ulanowska pisała o mieszkańcach i mieszkankach tego regionu następująco:

“Tamtych zaś olbrzymów nadwiślańskich nazywają Urzycanami, to jest mieszkającymi u rzyki (rzeki), lub też Powiślakami, to jest mieszkającymi po Wiśle. Mówią więc Urzycanin i Urzycanka, lub Powiślak i Powiślanka. Nadto jeszcze, jak mężczyźni, tak kobiety odznaczają się wzrostem bardzo wysokim: szczególniej ci, którzy mieszkają nad Wisłą koło samego Czerska, to wszystko chłop w chłopa silne i ogromne jak dęby. I oni sami nie uważają siebie za Mazurów.”

Od tamtego czasu o Urzeczu pojawiały się jedynie krótkie wzmianki i ten mikroregion na pełną monografię musiał czekać dopiero do 2012 roku, kiedy ukazała się książka dr Łukasza Maurycego Stanaszka – Na Łużycu. W zapomnianym regionie etnograficznym nad Wisłą. Ta publikacja spotkała się z entuzjastycznym odbiorem. Mieszkanki i mieszkańcy tego mikroregionu hojnie dzielili się ze Stanaszkiem rodzinnymi zdjęciami i innymi materiałami. W ten sposób powstało drugie wydanie książki pod zmienionym tytułem Nadwiślańskie Urzecze. Urzecze to bowiem to samo, co nadwiślańskie Łużyce albo Łurzyc. Jednak to jest to nazwa, która w krajowym obiegu została uznana przez językoznawców za najwłaściwszą, również ze względu na to, żeby nie mylić z leżącymi na terenie Niemiec - Łużycami. Łurzyce i Urzecze odnoszą również do terenu przyrzecznego, leżące, jakby powiedzieć w gwarze “u rzyki” (jak mogliśmy czytać we fragmencie Ulanowskiej).  

Obecnie najbardziej żywe społeczne ognisko urzeczańskiej kultury znajduje się w okolicach wsi Gassy, Piaski i Cieciszew w gminie Konstancin-Jeziorna oraz w Górze Kalwarii (po lewej stronie Wisły) oraz we wsi Nadbrzeż w gminie Karczew (po prawej stronie Wisły) oraz we wsi Sobienie Jeziory. Instytucjonalną ostoją urzeczańskiej kultury jest Czersk oraz działający tam oddział Towarzystwa Opieki Nad Zabytkami – to dzięki inicjatywie jego wieloletniej prezeski Barbary Jabłońskiej wydana została książka Stanaszka. Badania Stanaszka trafiły na momentum w historii – z jednej strony był to ostatni moment, żeby porozmawiać ze starymi Łurzycokami i Łurzycankami – jak to podkreśla w wielu wywiadach badacz, wielu jego rozmówców i rozmówczyń sprzed dekady już nie żyje. Z drugiej zaś, publikacja trafiła w dobrym moment współczesnej historii, gdzie obserwujemy rosnące zainteresowanie regionalnymi tożsamościami i lokalnymi opowieściami o przyszłości - to zaczynają stanowić zarówno źródło indywidualnych i grupowych tożsamości, jak stają się punktem wyjścia do budowania nowych modeli odporności czy odważnego wychylania się w przyszłość. Jak to stwierdza jeden z bohaterów filmu Adama Rogali, Zaginione Urzecze:

„Bez korzeni jesteśmy tak jak piasek na pustyni, że można nas przerzucić przegonić. A jak mamy swoje korzenie, wiemy skąd przyszliśmy to wiemy też dokąd zmierzamy.”

Jednak zanim zanurzymy się w przeszłość Urzecza i tropy odnośnie przyszłości tego terytorium, przyjrzyjmy się jego dokładnemu położeniu na mapie, którą przygotował do swojej książki dr Łukasz Maurycy Stanaszek. (Kółeczko to okolice MOSTu).

Patrząc z perspektywy historycznej w skład prawobrzeżnego Urzecza wchodziły poczynając od północy następujące wsie i przysiółki: Saska Kępa (Holendry, Olędry), Kępa Gocławska, Bluszcze, Las (Tomków Las, Koło), Zastów, Zbytki (Olendry), Kuligów (Kulików), Wólka Zerzeńska, Zerzeń, Borków, Miedzeszyn (Wieś, Kolonia, Łużyce), Julianów, Skrzypki, Falenica, Błota, Nowa Wieś, Świdry Małe (Dalsze, Pruskie, Urzecze), Dębinka, Górki, Świdry Wielkie (Bliższe, Binduga), Ługi, Przewóz (Podwiśle, Przewóz Karczewski), Karczew, Karczówek (Karczewek), Duda (Dudka, Kępa Dudzka, Duda Rybacka, Kępa Rybacka), Nadbrzeż, Otwock Mały (Zagórny, Zawodny), Otwock Wielki (Stary, Duży), Wola Sobiekurska, Wygoda, Ostrówiec, Rosłonki, Kępa Nadbrzeska (Kolonia Nadbrzeska), Władysławów, Kępa Pijarska (Pijary, Holędry), Glinki (Glinki Dworskie, Ostrowskie), Julianów (Kopiec, Zielowino/Żelawino), Kępa Gliniecka (Jelita, Stary Przewóz, Żelawin, Hollendry), Sobiekursk (Stawiszcze), Maksymilianów, Piotrowice (Urzecze, Browar), Ostrówek (Ostrów), Kosumce (Kossomce, Topolina), Wycinki, Dziecinów (Borki, folwark Daszew, Wielkie Góry Warszewickie, Łurzyce), Kępa Radwankowska (Kępa Warszewicka, Wychylówka, Holendry), Radwanków (Szlachecki, Królewski, Poświętny/Księża Kępa, Zapole), Sobienie-Jeziory, Podborek, Piwonin, Śniadków Dolny, Kolonia Suszka, Śniadków Górny, Wysoczyn (Stara Wieś, Wysoczyn Nowy, Kępa Wysocka), Siedzów (Folwark, Zabrodzie, Kolonia), Gusin (Dworski), Zalesie, Goźlin Mały (Mała Wieś), Goźlin Górny (Mariańskie Porzecze), Szymanowice Duże i Małe (Szymoniewice Biskupie i Szlacheckie), Leśniki, Celbuda, Sambodzie, Przedwabie oraz Nieciecz (Nietecz).

Poczynając od północy, w skład lewobrzeżnego Urzecza wchodziły w przeszłości następujące wsie i przysiółki: Siekierki Wielkie (Duże) i Małe, Czerniaków, Augustówka (Przewóz Augustowski), Kępa Wilanowska (Nadwilanówka), Kępa Nadwiślańska (Nadwiślanka), Wilanów (Milanów, Błonie, Kempa), Powsinek, Zawady, Bartyki, Kępa Zawadowska (Kępa Holenderska, Kępa Zawadzka, Olędry Zawadzkie), Sucha Trawa, Kępa Wołowa, Lisy, Łazy, Zamość (Zamoście, Mostki, Urzyce), Latoszki, Kępa Latoszkowa, Kabaty, Powsin (Wielki), Kępa Falenicka (Faleńska), Kępa Okrzewska (Kępa Okrzesińska, Kępa Jeziorny, Kępa Olęderska), Kępa Oborska, Okrzeszyn (Okrzesin), Habdzinek (Chabdzinek), Obórki, Bielawa, Koło, Kliczyn, Borek, Opacz, Ciszyca (Cieszyca), Habdzin (Chabdzin), Jeziorna (Królewska), Jeziorna Oborska i Bankowa (Nadjeziorna, Przyjeziorna), Grąd, Obory, Łęg, Dębina, Kępa Świderska (Kępa Zieleniecka, Kempen Zieleneren, Zieleniec), Czernidła, Gassy, Kopyty, Grzanki, Kozłów (Większy i Mniejszy), Imielin (Jemielin), Goździe (Gwoździe), Piaski, Cieciszew, Sosnka, Dębówka (Dembówka), Łyczyn, Słomczyn, Turowice, Kawęczyn (Kawenczyn), Rybałty, Piechury, Ćwiki, Brześce (Brzescie, Brzeszcze), Podłęcze (Podłęże), Wólka Załęska, Wólka Dworska, Moczydłów, Lubków (Lipków, Winduga), Góra Kalwaria, Wyględów, Kępa Kosumiecka (Kępa Czerska), Czersk (Spichlirze, Górnac, Delanty, Starosińskie, Cupel, Dębina, Kolonia, Pólko, Chrapy, Gródź, Gacki, Poświętne, Urzycze), Kępa Radwankowska, Ostrówik, Brzumin (Łęczna), Kępa Brzumińska (Przewóz), Borki (Leśnicze), Tatary, Coniew (Czoniewo, Szpruch, Naddawki), Podgóra (Podgórze, Podgóra Czoniowska), Królewski Las (Leśniki), Podosowa (Wychylówka) i Potycz (Cinaki/Cieniaki, Winduga).

Granice Urzecza to więc połączenie czynników przestrzennych i gospodarczych: terenu zalewowego Wisły oraz położenia względem największego rynku, jakim była Warszawa.

 

Odległość targowa i żyzna ziemia

Południowe granice Urzecza związane są z tzw. “odległością targową”, która wynosiła czterdzieści kilometrów. Był to dystans, który pozwalał łurzyckim gospodarzom w ciągu jednego dnia przepłynąć ze swoimi plonami do Warszawy i wrócić. Spływ odbywał się głównym nurtem, nazywanym “samicą”. Powrót zaś starorzeczem Wisły, odnogami takimi jak na przykład rzeka Wilanówka. Rzeka była w okresie rozwoju Urzecza znacznie lepszym środkiem transportu niż kiepskiej jakości drogi. To też rzeka jako najszybszy szlak transportowy określała co jest blisko, a co daleko. Jest to zupełnie inna geografia (pod)miejskiej przestrzeni niż ta, którą znamy współcześnie opartą o wyasfaltowane drogi dojazdowe i kolej. 

Ze współczesnej perspektywy można na Urzecze patrzeć jako na historyczną strefę żywicielską Warszawy. Urzecze rozwijało się bowiem wraz z rosnącym zapotrzebowaniem mieszkanek i mieszkańców miasta na żywność. Paradoksem jest to, że z czasem to dalszy rozwój miasta i presja urbanizacyjna doprowadziły do zaniku terenów uprawnych, a mało by brakowało, że również do całkowitego kulturowego wchłonięcia tego terenu do swoich granic, rozmywając jego tożsamość – jak to się stało w przypadku warszawskich części tego mikroregionu jak Saska Kępa czy Dolny Mokotów lub Siekierki, gdzie tereny zalewowe kojarzone są z groźbą zalanych piwnic, a nie żyznymi glebami madowymi. A to przecież bez tych gleb nie byłoby Urzecza. 

Żyzne gleby madowe swoje właściwości zawdzięczały wylewającej się na te tereny Wiśle. Odróżniały się od lasów i piasków pobliskiego regionu nazywanego Polesiem. Jakość gleby miała wpływ nie tylko na gospodarkę, ale również na życie prywatne mieszkanek i mieszkańców tego rejonu. Gleba określała kto z kim się może żenić. Jak podkreśla Stanaszek, przez to, że plony na ziemiach madowych były nawet pięcio/sześciokrotnie wyższe niż na innych gruntach to powszechną praktyką było to, że “dobra ziemia żeniła się z dobrą ziemią”. Małżeństwa były zawierane pomiędzy rodzinami, które mieszkały po obu stronach Wisły, a nie pomiędzy tymi mieszkającymi przy jednym brzegu i w głąb lądu. Małżeństwo żyznej gleby i piasków, czyli pomiędzy kawalerami i pannymi z Polesia i Łukasza były rzadkością, a wręcz uznawane były za mezalians, powodujący degradację i upadek całej rodziny. Jak podkreśla Stanaszek, “Łurzycanie dość skwapliwie pilnowali swojego bogactwa, niechętnie widząc u siebie obcych.” Panowało również przekonanie, że jak jakaś panna z Polesia wyszła za mąż na Łurzycach to mówiło się, że będzie panią.” Bogate plony jakie dają gleby madowe znajdowały swoje odbicie w lokalnych przyśpiewkach i powiedzeniach:  “Za co piją łurzycoki? Za pszenicę i buroki!” - mówi o to tym, że ziemia była dobra i można było na niej uprawiać warzywa i pszenicę, a nie żyto i kartofle. 

Urzecze jako strefa żywicielska była przestrzenią nie tylko uprawną, ale również kulturową. Łurzycka tożsamość zachowała się po dziś dzień. Jak to podkreśla Stanaszek, łurzyccy gospodarze nie lubią jak się o nich mówi “rolnicy” - wolą pojęcia “sadownicy”, “ogrodnicy”. Na ogrodnictwo jako wydzielony tym produkcji żywności Stanaszek wskazuje również w swojej książce Nadwiślańskie Urzecze, gdzie pisze: “Bodajże najważniejszą gałęzią gospodarki Łurzycan było i jest ogrodnictwo, w tym przede wszystkim sadownictwo i warzywnictwo”. Jak dalej czytamy w publikacji:

“Na Urzeczu zawsze było bardzo dużo warzyw, co oczywiście miało związek z dobrymi, madowymi glebami. Tradycyjnie uprawiano buraki, brukiew, kapustę, ziemniaki, marchew, cebulę, pietruszkę, ale też ogórki, pomidory rzodkiewkę, fasolę, groch, bób, pory, selery, rzepę, kalarepę, dynię czy rabarbar. Mnogość odmian poszczególnych gatunków drzew i krzewów owocowych w starych nadwiślańskich sadach była równie imponująca. W samym tylko województwie warszawskim naliczono przed wojną prawie 120 odmian jabłoni, około 100 odmian grusz, 40 odmian śliw i tyleż samo czereśni. Kto jeszcze pamięta jak smakowały grochówki, kantówki, renety i kosztele, albo też bergamotki, pasówki czy muszkatałówki? Na Łurzycu niezwykle popularna była uprawa truskawek, malin, porzeczek i agrestu, co wiążę się z silnymi wpływami osadnictwa olęderskiego.”

Powrót do tej sadowniczej i ogrodniczej bioróżnorodności to jeden z przejawów kultywowania tradycji Urzecza. Przykładem tego typu działań jest spotkanie, które zorganizowało Koło Gospodyń i Gospodarzy Wiejskich w Gassach – Grymle z Urzecza: “Posadź drzewo starej odmiany – zachowaj tradycję Urzecza!” Głównym gościem tego spotkania był Piotr Szymczak, sadownik i właściciel szkółki specjalizującej się w starych odmianach. W trakcie warsztatów można było dowiedzieć się czym różni się szczepienie od okulizacji, oraz kiedy każdy z tych procesów przeprowadzać. Szymczak przywiózł różne rodzaje jabłek ze starych odmian. W przerwie spotkania można było skosztować lokalnych przysmaków takich jak powidła olęderskie z buraka cukrowego, jabłek i dyni przywiezione przez Tomasza Ciołkowskiego kultywującego tę tradycję oraz powidła z Gass na bazie jabłek, pigwy oraz innych owoców przygotowane Koło. Wydarzenie było również okazją do spotkania z różnymi osobami aktywnie działającym na Urzeczu, niekoniecznie w tematyce żywności. 

Sięgając do historii urzeczańskich uprawy, wartym uwagi jest również sposób, w jaki były zorganizowane sady i uprawy - były przeciwieństwem monokultur i stanowiły integralną część gospodarstw:

“W XIX wieku zarówno w majątkach ziemskich, jak i gospodarstwach chłopskich, rzadko dzielono ogród na część warzywną i owocową. Jarzyny i ziemniaki znajdowały się więc zazwyczaj w sąsiedztwie grusz, jabłoni czy śliw, pod którymi nierzadko odpoczywali dorośli, biegały dzieci, pasły się konie i krowy, dreptały kury oraz gęsi.”

To przeplatanie się ze sobą różne rodzaju upraw oraz życia społecznego jest dobrym punktem wyjścia do mówienia o agroekologicznym kierunku rozwoju rolnictwa, sadownictwa i ogrodnictwa.

Poza truskawkami, malinami, porzeczkami i agrestem, olędrzy wprowadzili na te tereny również hodowlę krów (Holenderek) oraz owiec. To z kolei dowartościowywało łąki jako przestrzeni do wypasu.” Wprowadzenie owiec współcześnie na nabrzeża Wisły mogłoby być jedną ze strategii radzenia sobie z pochłaniającą kolejne to obszary nawłocią kanadyjską.

Uprawy warzywne i owocowe były tradycyjnie na Urzeczu uzupełniane rybołówstwem i koszykarstwem, mimo iż – jak pisze Stanaszek – “te czynności miały poniekąd charakter kłusowniczy.” Jednocześnie jak dodaje: “Co najważniejsze, oba te zajęcia w żaden sposób ze sobą nie kolidowały, ponieważ odbywały się zazwyczaj w innej porze roku. Największych połowów dokonywano głównie w lecie i na wiosnę, zaś wyplataniem koszyków zajmowano się głównie zimą.” Były to uzupełniające się działalność również dlatego, że wiele z narzędzi do połowu ryb było wykonywanych z wikliny - było na przykład samołapki z wikliny zwane wiraszkami oraz sadziki (baduły). Współczesną wariacją na temat wiraszek są “żywe kosze na śmieci”, czyli, przypominające samołapkę konstrukcje, które funkcjonują jako kosze na śmieci. Ich pomysłodawcą jest Przemysław Pasek. Pierwsze takie meble miejskie stanęły nad Jeziorkiem Czerniakowskim w 2016 roku.

Gospodarka Urzecza, jak większość gospodarek tamtych czasów, opierała się na optymalnym wykorzystaniu lokalnych zasobów i rytmie przyrody. Jednak co współcześnie może nam dać eksploracja historii tego mikroregionu to postawieniu w centrum żyznych gleb madowych i jakości gleby jako klucza do dobrobytu. Z perspektywy Urzecza lepiej widzimy również gleby madowe na terenie współczesnej Warszawy: na Dolnym Mokotowie, Siekierki i po wawerskiej stronie. Przykładem umieszczenia terenów uprawnych – warzywno-owocowych na żyznych ziemiach madowych jest spółdzielcza farma MOST (ul. Gwintowa/Most Siekierkowski), na której starodrzew owocowy jest uzupełniony przez agroekologiczne uprawy warzywne i zioła. 

 

Technologie i symbioza z naturą

Tereny zalewowe Urzecza były jednocześnie bardzo żyzne i trudne w uprawie, bowiem gospodarowanie na nich wymagało współpracy z żywiołem – wylewająca regularnie Wisłą, w tym cyklicznymi powodziami. Były to: wiosenne – “krakówki” bądź “marcówki”, czerwcowe – “janówki”, lipcowe – “jakubówki” oraz zimowe powodzie zatorowe będące skutkiem zblokowania koryta rzeki przez śryż lub lód. Jednak jak podkreśla Stanaszek, “regulowanie rzeki znaczyło przejście na nawozy zwierzęce i pozbycie się namułu wiślanego - woleli sobie obsadzić wierzbami niskie groble i zrobić terpy pod domami (pagórki) oraz tryfty (wyniesione drogi) i przeczekać 2-3 dni niż pozbawiać się wiślanego namułu.” Mistrzami w okiełznywaniu wody byli osadnicy olęderscy – pierwsi z nich przybywali na tereny Polski z Holandii. Byli to mennonici uchodzący przed prześladowaniami. Kolejni z nich to już ludzie posiadający olęderskie kompetencje, lecz będący już mieszkańcami Kaszub i innych okolicznych terenów. To dzięki możliwe było rozpoczęcie upraw na terenach zalewowych. Szukanie zewnętrznej pomocy było konieczne, “podejmowane uprzednio próby osadzenia tam pańszczyźnianych chłopów z «górnych pól» kończyły się zwykle niepowodzeniem.”

Jak to pisze Stanaszek: Olędrzy ”zamienili dotychczasowe nadrzeczne «pustki» w pola uprawne ze znakomitą madą wiślaną, zwaną niekiedy urzeczem.” To właśnie oni przywieźli na Urzecze umiejętność budowanie trytw, czyli wyniesionych grobli na mokradłach, wałów, ostróg, kanałów drenażowych, tam, śluz i rowów melioracyjnych, wykorzystywanie stawów do gromadzenia nadmiaru wody oraz stawianie ogrodzeń z wiklinowych chruścianych (witych) płotów, aby zatrzymywały żyzny namuł na polach. Elementem olęderskiej technologii było również nasadzanie prostopadle do nurtu rzeki wierzb i topoli, blokujących krę i inne nanosy w czasie powodzi, ale też gromadzących nadmiar stojącej wody oraz usypywаnie terp, czyli pagórków pod siedliska oraz młynów wietrznych.

Jak to z kolei podkreślają Magdalena i Patryk Zduńczykowie, olędrzy nie tylko świetnie radzili sobie z osuszaniem Wisły i karczowaniem zarośli, ale również “byli bardzo sprawnymi ogrodnikami, potrafili stworzyć ogród na trudnym terenie i zorganizować go w taki sposób, aby przynosił większe plony.” Olędrzy przywieźli na przykład truskawki i inne miękkie owoce, jak wspomniane wcześniej: agrest, malina czy porzeczka. Olędrom zawdzięczamy również współczesny mazowiecki krajobraz, czyli posadzone prostopadle do Wisły szpalery wierzb oraz związaną z wikliną gałąź mazowieckiej gospodarki.

Osadnictwo olęderskie pokazało również w jaki sposób można z Wisłą współpracować, a nie się od niej odgradzać. Infrastruktura gospodarstw była dostosowana do powodzi zarówno na poziomie samego układu budynków, jak i drobnych jego elementów. Jeśli chodzi o układ budynków to domy zamieszkałe przez ludzi były usytuowane uwzględniając bieg Wisły, bliżej góry biegu rzeki (na Urzeczu bardziej na południu). Budynki gospodarskie (w tym zwierzęta) były umieszczone poniżej (bardziej na północ),  aby uniknąć bycia zalewanymi przez gnojówkę. Domy były budowane na wyniesieniach (terpach) i miały podniesione dach, pod którymi można było schować dobytek, a obory półpiętra, na które można było wprowadzić zwierzęta w razie powodzi. Gospodarstwo było więc przystosowane do tego, żeby bez większych strat przejść przez powodzie i zalanie terenu przez wodę przez kilka dni.  Minimalizowaniu wpływu powodzi służyły wyplatane z wikliny “chruściane płoty”. Jak podkreśla to Stanaszek miały “przede wszystkim funkcje ochronne. Podczas powodzi zatrzymywały one bowiem wszelkie nanosy wiślane, jak też «pilnowały», aby wezbrana rzeka nic z gospodarstwa nie porwała.” 

Obecność żywiołu jakim jest woda wpływała również na hardość charakterów. Trzeba było mieć odpowiednie predyspozycje psychiczne, aby wytrzymać nawracające powodzie, które uniemożliwiały normalne spokojne funkcjonowanie. Zdarzało się, że osoby przybywające z niezalewowych terenów (np. wżeniające w Łurzyckie ziemie) nie były w stanie udźwignąć tego obciążenia, co prowadziło do rozpadu małżeństwa. 

Również w późniejszych latach bliskość Wisły i konieczność okiełznania żywiołu wody działała cementująco dla lokalnej społeczności. Na przykład takiej mobilizacji z początku XX wieku wskazuje Stanaszek. W tamtym czasie była to już współpraca przy przeciwdziałaniu powodziom:

“Można zatem powiedzieć, iż prężnie działające międzywojenne organizacje takie jak Wawerska Spółka Wodna, Związek Wałowy Niziny Moczydłowskiej czy też Związek Wałowy Niziny Radwankowsko-Karczewskiej, były niejako afirmacją dawnej jedności wszystkich mieszkańców Urzecza, połączonych w odwiecznej walce z żywiołem. Niewątpliwe cementowały one region jako całość, gdyż bardziej oddalone od Wisły osady nie były zainteresowane odrabianiem szarwarków czy partycypowaniem w kosztach związanych z tymi przedsięwzięciami, a przez to mentalnie stawały się coraz bardziej od nich odległe.” 

Do tej solidarności warto również odwoływać się dziś. Współczesnymi wyzwaniami mogłyby być takie jak kwestie jak budowanie suwerenności żywnościowej, ochrona bioróżnorodności oraz docenienie Urzecza jako żywicielskiej strefy biokulturowej – łączącej w sobie zarówno kwestie przyrodnicze i historię madowych gleb, jak i historię społeczności żyjącej na tych terenach.

 

Wisła rdzeniem Urzecza – odmienne postrzeganie przestrzeni

Wisła z początków historii Urzecza to była inna rzeka niż ta, którą znamy obecnie. Obrazowo opisuje to Mariusz Jerzy Raniszewski: 

“W połowie osiemnastego stulecia Wisła w okolicach Warszawy była dwu- a nawet trzykrotnie szersza. Gdy nadchodził czas powodzi jej wody rozlewały się nawet na kilka kilometrów. Niczym współczesna Amazonka była wielkim szlakiem komunikacyjnym. Cieszyli się nim oryle, producenci żywności i kupcy. Zgoła inny punkt widzenia na rzekę mieli właściciele ziemscy. Nawet niewielkie powodzie uniemożliwiały uprawy na części gruntów.”  

Rzeka nie była granicą, lecz osią komunikacyjną:  “Wisła w przeszłości nie dzieliła mieszkańców i całego mikroregionu, a wręcz przeciwnie – łączyła. Była bowiem najbardziej dostępną arterią dla transportu i komunikacji, stanowiąc praktycznie jedyną alternatywę dla kiepskiej jakości ówczesnych dróg.” Stanaszek porównuje Wisłę do współczesnych autostrad, po których “jedzie się szybko i stosunkowo łatwo dociera do celu.” Jak to dodaje Raniszewski: 

“Popularność transportu rzecznego wynikała oczywiście z jego opłacalności. W owych czasach wóz do, którego zaprzęgano liczne zwierzęta w ciągu dnia był w stanie pokonać do trzydziestu kilometrów. W tym samym czasie szkuta, przewożąca wielokrotnie więcej ładunku, docierała na odległość stu, a przy sprzyjających warunkach i stu pięćdziesięciu kilometrów.”

Co więcej zmienny przebieg rzeki sprawiał, że zarówno parafie miały swoich wiernych i wierne po obu jej brzegach, jak i gospodarze swoje pola. Jak to pisze Stanaszek: “na skutek częstych zmian koryta Wisły w przeszłości, wielu gospodarzy posiadało część swych areałów już za Wisłą i tam też je dalej uprawiała.” 

Rzeka była głównym ciągiem komunikacyjnym ze względu na swoją uniwersalność, czego nie zapewniały drogi będąc siecią połączeń, która dostosowywała się do lokalnej społeczności i jej środków transportu, stanowiąc barierę dla innych - przykładem tutaj jest historia opowiadana przez Łukasza Maurycego Stanaszka o tym, że nie odwiedzano wsi leżących w głąb lądu, bo tam były “szersze wozy”. Z perspektywy dzisiejszej brzmi to jak jakiś kulturowy przesąd, ale przed pojawieniem sieci utwardzonych dróg to jakie dominowały wozy miał kluczowe znaczenie. Wąskie koła wozów tworzyły koleiny w miękkich glebach, co znacznie utrudniało poruszania pojazdom o innych rozstawie kół. Różnice między tymi wozami tak opisuje Stanaszek:

“Na lewym brzegu rzeki jeździły przeważnie poleniaki, to jest wąskie wozy konne zrobione z desek. Za Wisłą rzekomo wozy miały być szersze (pasaki lub półtoraki). Prawdopodobnie jednak różnice te odnosiły się do zaprzęgów z terenów położonych bardziej na wschód. Jak mówią mieszkańcy okolic Karczewa, rozstawy osi były nastawione na jazdę końmi po polskich drogach, czyli po błocie i piachach. Dodają też: u nas wozy były węższe i dłuższe, na wschodzie szersze i krótsze. Nasze konie i zaprzęgi były dostosowane do torowisk około 80-85 centymentrów. Tak więc, jak wjechał chłop z koleinę, tak sobie jechał, dopóki oczywiście nie zapuścił się na Polesie, gdzie jechać normalnie się nie dało. Podobnie było zimą z saniami gdyż na niektórych terenach praktykowano nieco szersze torowiska, a na innych znów węższe.”

Wozy na Urzeczu były węższe po to, żeby sprawniej poruszać się po sadach.  

Było to zupełnie inne podejście do przestrzeni niż to, które znamy współcześnie, gdzie to drogi i przeprawy ziemne wyznaczają wyobrażeniową topografię i to, co znaczą takie pojęcia jak: blisko, sąsiedztwo, wygodny dojazd.

Chcąc współcześnie odnieść do logiki rozwoju wynikające z dominującej roli Wisły jako szlaku komunikacyjnego powinniśmy mieć na względzie nie tylko zamianę rzeki na drogi, ale również sprawność sieci dostaw i przepływu produktów od miejsca wytworzenia na docelowy rynek. I zadać sobie pytanie, na jakie rynki powinny trafiać produkty z Urzecza, żeby zachować efektywność kosztową - czy będą to lokalne targowiskach czy przestrzeni online budująca wartość na docenianiu lokalnej produkcji, a może dystrybucja sieciami społecznymi (w podobnym modelu jak to robią RWSy - Rolnictwo Wspierane Społecznie) czy może jeszcze inne sposoby. W każdy razie, jak się myśli o Urzeczu jako regionie, który ma być punktem wyjścia do projektowania przyszłości trzeba pamiętać, że obecnie Wisła straciła swój transportowy charakter dla codziennych podróży i trzeba albo będzie kierować się na lokalne rynki zbytu, albo wykorzystać wymiar tożsamości do tworzenia spójnej przestrzeni cyfrowej dla handlu. 

Jednocześnie doceniają rolę Wisły jako szlaku komunikacyjnego trzeba pamiętać o tym, że nadawała Urzeczu ona metropolitalności. “W XVIII wieku, każdego roku, wiślany szlak przemierzała licząca co najmniej kilkanaście tysięcy osób rzesza wolnych ludzi wiozących nowiny z dalekiego świata” - pisze Raniszewski.  Rzeką podróżowały towary i wieści z dalszego świat, zaś dostęp do nich dodawał mieszkańcom Urzecza prestiżu. “Bogaci Łurzycanie zamieszkujący urodzajne pola nadwiślańskie i uczestniczący w dalekosiężnym handlu wiślanym pogardzali zwykle biedniejszymi od siebie i mniej «obytymi w świecie» Polesokami z piaszczystych górnych pól.” Jeśli teraz szukać przejawów potencjału jaki dają międzynarodowe sieci to taką funkcję pełni współpraca pomiędzy europejskimi miastami partnerskimi. Od 2011 roku gmina Konstancin uczestniczyć w Jarmarku Bożonarodzeniowym, który rokrocznie organizowany jest w jej mieście partnerskim Denzlingen w Niemczech. Jarmark odbywa się zawsze w drugą sobotę i niedzielę adwentu. Jak czytamy w relacji z 2022 roku:

“Na stoisku Konstancina-Jeziorny – podobnie jak w poprzednich latach – oferowano tradycyjne produkty lokalne, takie jak: miód nawłociowy z „Tęczowej Pasieki” z Cieciszewa oraz cieszące się od lat dużym powodzeniem domowe przetwory. W tym roku przygotowały je własnoręcznie członkinie Koła Gospodyń i Gospodarzy Wiejskich z Gassów „Grymle z Urzecza”. Były to domowy gęsi smalec oraz dżemy. Ponadto można było zaopatrzyć się w ekologiczne soki i dżemy z aronii, słodycze, kiszone ogórki oraz tradycyjne produkty niezbędne do przygotowania polskiej wigilii – grzyby suszone i marynowane, gotowy mak i barszcz czerwony, opłatki wigilijne, które kupują nie tylko Polacy, mieszkający w Denzlingen, ale również nasi niemieccy przyjaciele, którzy już poznali polskie smaki i zwyczaje bożonarodzeniowe. Na konstancińskim stoisku nie zabrakło też wyrobów z ludowym akcentem, jakim jest motyw polskiej wycinanki na serwetkach stołowych. Dużym zainteresowaniem cieszyły się także gminne informatory i albumy. Na stoisku rozdawano również gadżety promocyjne – ekologiczne płócienne torby oraz breloczki z pluszową konstancińską wiewiórką.”

Udział w niemieckim jarmarku, jak tłumaczyła nam Małgorzata Zarzycka z Gass, na przykładzie miodu nawłociowego, jest traktowany jako dodatkowe potwierdzenie wartości lokalnych produktów.

Historycznie, jednym z wpływów wiślanego handlu na lokalną społeczność była obecność flisaków, nazywanych na Urzeczu orylami. Oryle byli trzecią nacją, która - obok mazurów (mazowszan) oraz olędrów tworzyła wielokulturowy tygiel tego mikroregionu. Oryle jako swój fach przynieśli umiejętności ciesielskie. 

Ciekawostką jest to, że patronką oryli, podobnie jak górników, jest Św. Barbara. Nad Wisłą też więc się świętuje barbórkę – 4 grudnia. 

 

Wielokulturowość i duch wolności – różne nacje, jeden region 

Tożsamość Urzecza tworzyły trzy nacje: mazurzy (mazowszanie), olędrzy oraz oryle. Zarówno oryle, jak i olędrzy byli ludźmi wolnymi, niezwiązanymi pańszczyzną.

Oryle, jak pisze o nich Mariusz Jerzy Raniszewski, byli: “ludźmi luźnymi, podejmującymi się pracy najemnej. Rekrutowali się z włościan lub plebsu miejskiego. Fach flisacki był surowy, wymagający siły fizycznej, wytrzymałości i odporności psychicznej stąd oryle nie grzeszyli uprzejmością i delikatnością. Do dzisiaj na Urzeczu pamięta się ich wulgarny język i niewybredne obycie.” 

Drugą wolną nacją byli olędrzy, którzy przybywali na Urzecze jako kontraktowi pracownicy, których rolą było zwiększenie liczby terenów uprawnych – posiadali odpowiednią wiedzę i technologie. Urzecze nie było pierwszym regionem do którego przybyli osadnicy olęderscy. Jak to pisze Mariusz Jerzy Raniszewski, “koloniści olenderscy uciekając przed prześladowaniami religijnymi z Fryzji i Niderlandów, pojawili się na ziemiach polskich już w pierwszej połowie XVI wieku. Osiadali u ujścia Wisły oraz wzdłuż jej dopływów na Pomorzu, Kujawach i w Wielkopolsce.” Mennonici wybrali Polskę za cel swojej podróży ze względu na to, że była ona wówczas  krajem niezwykle tolerancyjnym w porównaniu do krajów Europy Zachodniej. W czasem wieść o ich umiejętnościach dotarła do właścicieli ziemskich na Łurzycu, którzy zadecydowali o zaproszeniu olędrów na swoje tereny. Jednak jak podkreśla Raniszewski wymagało to partnerskiego podejścia do osadników: 

“Decyzja o sprowadzeniu Olędrów nie była prosta, albowiem byli oni ludźmi wolnymi i na takich też prawach decydowali się na zakładanie swoich gospodarstw. Zawierali kontrakt z właścicielem ziemi, na mocy którego podejmowali się doprowadzenia oddanych im w użytkowanie gruntów do stanu pozwalającego na uprawę oraz do płacenia czynszu. W zamian zachowywano wolność osobistą, a gmina olenderska nabywała prawa do sądów za pomniejsze wykroczenia.”

Co więcej, zgodnie z prawem olenderskim osadnicy mogli opuścić teren, jednak dopiero jeśli na swoje miejsce sprowadzili innego gospodarza. Pierwsza olęderska osada powstała w 1628 roku na Kawczej Kępie, czyli na terenie obecnej Saskiej Kępy. Jednak dopiero XVIII wiek przyniósł rozkwit olęderskiego osadnictwa. Pierwszy kontrakt na środowym Urzeczu zawarli Potoccy z Wilanowa. W ten sposób powstała Kępa Wołowa (nieopodal wsi Zawady), a następnie gospodarstwa w Ciszycy, Gassach, Czernidłach, w Brześcach w Kępie Oborskiej, Okrzewskiej i Zawadowskiej. Większość osadników olęderskich przybywając na Urzecze to były już osoby z polskimi nazwiskami. Osadnictwo olęderskie miało dwie główne i różne były losy przybyłych osób. “Osadnicy pierwszej fali (XVII w.), którymi w znacznej mierze byli zgermanizowani Słowianie z Pomorza i ziemi kujawskiej, wrośli w nadwiślańską ziemię ulegając pełnej polonizacji. Inaczej było z kolonistami okresu zaborów (z przełomu XVIII i XIX w.), którzy w większości utrzymali swą etniczną odrębność, a po 1945 roku zostali wysiedleni z terenów Urzecza do Niemiec.”

Mówiąc o dziedzictwie olęderskim należy pamiętać zarówno o rozwiązaniach technologicznych, ale również społeczno-instytucjonalnych. Kontrakty, które olędrzy zawierali z właścicielami ziemskimi były rozwiązaniem rewolucyjnym w czasach feudalizmu, gdzie relacje między właścicielami a chłopami opierały się poddaństwie i przymusowej pracy – pańszczyźnie. Obecność oryli i olędrów na urzeczu budowała zupełnie inne relacje gospodarcze niż na pozostałych terenach. Po tych czasach pozostało przekonanie o hardości, a wręcz bezczelności Łurzycan, które współcześnie należy uznać za konsekwentne korzystanie ze swoich praw. Jak to pisze Raniszewski: “Jedną z charakterystycznych cech Łurzycoków jest hardy i lekceważący stosunek do szlachty. Wynikał on z poczucia wolności osobistej i równorzędności wobec właścicieli ziemskich.” Przykładem relacji z włościami jest anegdota, którą możemy przeczytać w książce Stanaszka mówiąca o dialogu pomiędzy panem zmierzającym powozem do Wilanowa, a mijającym go obojętnie chłopem:

– Skądżeście ojcze? – zapytał skonfundowany pan.

– Z Wilanowa – dziarsko odpowiedział włościanin.

– A czapka, skurczypałko? – ponaglająco zapytał szlachcic.

– Ha i capka z Wilanowa – odpowiedział chłop, oczywiście nie kłaniając się i nie zdejmując czapki.

Tym, co jest również dziedzictwem olęderskim to innowacyjność. Jak to podkreśla Stanaszek, że o ile z czasem wszyscy mieszkańcy Urzecza upodobnili się do siebie, to nadal bardziej zaawansowany typ gospodarki był nazywany “olęderskim.”

Ważnym dziedzictwem Urzecza jest również patrzenie na wspólnotę jako “wspólnotę społeczności” – jak to określa Raniszewski, a nie etnosu. Tym, co ich łączyło było terytorium i wspólne interesy. Dodatkowo dumę z bycia Łurzycokiem budowało zamożność, czego codziennymi przejawami były stroje szyte z fabrycznego materiału, a okazjonalnym – wysokie posagi Łurzyckich panien, które przekraczały niejednokrotnie te warszawskie.

 

Jako Mostowianie i Mostowianki inkorporujemy historię Urzecza. Na pewno tym, co już mamy w sobie to, że gości przyjmujemy przy pracy. Najlepiej z nami rozmawiać towarzysząc nam w zadaniach i w nich pomagając.

 

 

Joanna Erbel

 

Wybrane źródła

 

Łukasz Maurycy Stanaszek, Nadwiślańskie Urzecze: podwarszawski mikroregion etnograficzny,Towarzystwo Opieki nad Zabytkami Oddział w Czersku, Państwowe Muzeum Archeologiczne w Warszawie, Warszawa-Czersk 2014.

Historia i tożsamość - Urzecze.pl

BLOG: Urzecze – kraina wolnych ludzi

Czym urzeka Urzecze? Rozmowa z dr. Łukaszem Maurycym Stanaszkiem, 29 czerwca 2016, OFF Czarek

O Urzeczu, Olędrach i wampirach (gość: Łukasz Maurycy Stanaszek), odcinek #156, Brzmienie Świata z lotu Drozda, 13 maja 2023

Uchował się... o Urzeczu, wyjątkowym regionie etnograficznym w rozmowie z Karoliną Głowacką opowiada dr Łukasz Maurycy Stanaszek, 14 września 2017

 

 

 

 

Kontakt
 

Spółdzielcza farma MOST
ul. Gwintowa 2

00-704 Warszawa

Spółdzielnia MOST (korespondencja)

ul. Grażyny 13 p. 307

02-548 Warszawa

 

spoldzielniaMOST@gmail.com

 

KRS 0001105001

NIP 5214069457 

REGON 528612929

Nasze socjale